top of page
Szukaj

Jak (nie) działa poczta we Włoszech?

  • Zdjęcie autora: OtoItalia
    OtoItalia
  • 15 sty
  • 5 minut(y) czytania

Zaktualizowano: 2 lut

Nowoczesna, bezpieczna, szybka” – takimi epitetami kilka lat temu Poczta Polska reklamowała nową strategię działania na lata 2021-23. Niegdyś tak namiętnie krytykowana, poprawiła w ostatnim czasie jakość swoich usług, choć nadal można mieć do niej mniejsze lub większe zastrzeżenia. Jak dobrze jednak wiemy, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, dlatego tę samą instytucję możemy oceniać niemal bezkrytycznie, jeśli przekonamy się, jak analogiczny urząd działa (albo nie działa) w innym państwie. Ja już naszą pocztę zdążyłem docenić, bo – mówiąc wprost – poznałem funkcjonowanie tej włoskiej. W dobie coraz większej konkurencyjności wśród firm kurierskich, które w większości oferują dostarczanie przesyłek na czas, zapewniając przy tym opcjonalność ich odbioru, marginalizują znaczenie poczty w państwie, co chociażby w naszym kraju przełożyło się na jej gigantyczne zadłużenie, a tym samym dyskusje nad sensem jej dalszego istnienia. Na Półwyspie Apenińskim sprawa ma się podobnie – też coraz trudniej spotkać na ulicy listonosza, z tą jednak różnicą, że urząd ten jest tam częściowo prywatny, a nie w pełni państwowy, jak u nas. Już dawno listowy nie puka do drzwi włoskich gospodarstw domowych dwa razy dziennie jak dawniej. W tej chwili niemal w całym kraju normą jest wizyta doręczyciela co drugi dzień, ale już nigdy w sobotę. A tendencja pokazuje, że taki obchód może odbywać się niebawem zaledwie raz w tygodniu. Opisywana zmiana grozi około piętnastu milionom osób - jednej czwartej populacji - które mają nieszczęście mieszkać na obszarach mniej zaludnionych - jak zdecydowała dyrekcja poczty, tam, gdzie na jednym kilometrze kwadratowym mieszka mniej niż dwieście osób. Wiadomość o zmniejszeniu liczby wstąpień gońca z nieskrywaną irytacją przyjęły również organizacje konsumentów. Zbiegła się ona bowiem z kolejną podwyżką cen pocztowych usług. Miały one wejść w życie dopiero w tym roku, ale poczcie najwyraźniej się spieszy. Każda poczta nierozłącznie kojarzy się także ze skrzynkami na listy, które we Włoszech są bardzo charakterystyczne, ale przysparzają niemało problemów, o czym na własnym przykładzie zaraz Wam opowiem. Zaczynając jednakże od krótkiego rysu historycznego, możemy przeczytać, że od XIX wieku funkcjonują one w różnorakich kolorach – czerwonym, żółtym, zielonym czy szarym. Oprócz barw zmieniały się na dodatek ich kształty i rozmiary. Należy pamiętać, że we wczesnych latach istnienia Poste Italiane, wskaźnik analfabetyzmu w kraju był na tyle wysoki, że tylko nieliczni umieli czytać i pisać. Dlatego też nie było konieczności, aby kasety były duże. Ale w dalszym ciągu są obecne we wszystkich miejscach, w których można kreślić słowa, nawet w tych najbardziej szczególnych, jak na przykład na parowcach czy w hotelach.

Historyczna czerwona kasetka
Historyczna czerwona kasetka

W czasie I wojny światowej Poczta Królewska odegrała istotną rolę w dostarczaniu listów z frontu. Jednak po zakończeniu II wojny światowej, wraz ze wzrostem poziomu umiejętności pisania i czytania, a także nastaniem dobrobytu gospodarczego, skrzynki pocztowe (co zostało zaprezentowane na wystawie „Poste Storie”), zaczęły się coraz bardziej zapełniać, będąc wyposażone w jedną szczelinę. Od 1961 r., rok po Igrzyskach Olimpijskich w Rzymie, kiedy to na skrzynce z przodu znalazła się naklejka z mapą maratonu, w głównych miastach Włoch pojawiły się skrzynki z dwoma miejscami - jednym na korespondencję kierowaną do tego samego miasta i jednym z destynacją poza miasto żeglugowe. Aktualne skrzynki są już wyspecjalizowane według rodzaju przesyłki: oprócz najczęściej spotykanych czerwonych, występują tak samo niebieskie i żółte, przeznaczone kolejno dla poczty lotniczej i poczty pneumatycznej. Wydawać by się mogło klarownie oznaczone pocztowe kontenery, przysporzą jednak niemałych kłopotów turyście, który zdecyduje się zaadresować przesyłkę z Włoch, na przykład do Polski. Taki ból głowy spotkał mnie kilka lat temu na Sycylii, gdy chcąc wysłać widokówkę do domu, mimo gorączkowych poszukiwań, nie zdołałem znaleźć właściwej kasetki, do której, według oznaczenia dołączonego do mojego nabytku, powinienem był wrzucić kartkę z pozdrowieniami. Ową kasetkę, kierując się wspomnianą instrukcją, cechował kolor żółty i to w niej winny lądować przesyłki podpisane zagranicznym adresem. Tych podstawowych - czerwonych skrzynek - nie brakowało, natomiast powstały one dla funkcjonowania lokalnego przesyłu, dlatego wiedziałem, że za ich pomocą sprawy nie załatwię. Co zabawne, żółtych blaszaków nie było ani w ścisłym centrum stolicy regionu, czyli Palermo, ani nawet przy gmachu głównym tamtejszej poczty znajdującej się nieopodal hotelu, w którym się zatrzymałem. Zrezygnowany zacząłem prosić o pomoc przypadkowych przechodniów, natomiast ci nie tylko nie potrafili wskazać mi lokalizacji jakiejkolwiek skrzynki o cytrynowym zabarwieniu, ale nawet stwierdzili, że nigdy nie widzieli poszukiwanego przeze mnie przedmiotu na oczy! Pech chciał, że budynek poczty w dniu akcji (a jednocześnie w dniu odlotu do Polski), która okazała się niespodziewanie bardzo skomplikowana, był zamknięty, więc nawet nie miałem szansy sprawdzić, czy chociaż urzędnicy pocztowi wiedzieli o istnieniu tajemniczej skrzynki. Pozostało mi już tylko poprosić portiera swojego hotelu o zaniesienie pamiątki z wycieczki dnia następnego we wskazane miejsce, ale ten albo tego nie uczynił, albo pokonał go chaos skrzynkowy w jego własnym kraju. Biorąc pod uwagę uprzejmość hotelowego dżentelmena oraz okoliczności, o których wspomniałem, postawiłbym raczej na opcję drugą. Wysyłanego kawałka papieru od tamtego czasu rzecz jasna nie widziałem, lecz nie tracę nadziei, że sytuacja się odmieni...

Budynek poczty w Palermo
Budynek poczty w Palermo

Ową nadzieję opieram na przykładzie pewnej Włoszki, o której przypadku pisano jakiś czas temu nawet na polskich portalach. Otóż 14 września 1955 roku, jak wynika ze stempla, jej ówczesna przyjaciółka wrzuciła kartkę do skrzynki pocztowej w miasteczku Bergamasco z tekstem „Serdeczne pozdrowienia” i przylepionym znaczkiem za 10 lirów. Przesyłkę dostarczono adresatce 8 czerwca 2018 roku, co oznacza, że szła ona ponad 62 lata, z miejscowości w Piemoncie do Aosty. Oba miejsca dzieli odległość zaledwie 180 kilometrów. Nie wiadomo, co przez ten czas działo się z wysłanym przedmiotem, jednak ta kwestia nie zajmowała zbytnio 83-letniej wówczas mieszkanki Aosty. Kartkę znalazła razem z bieżącymi rachunkami i ulotkami reklamowymi – jak podawał dziennik "La Stampa". Syn adresatki, cytowany przez gazetę, stwierdził, że gdy przekonał się, że to nie jest żart, był bardzo przejęty widząc swoją mamę tak poruszoną i szczęśliwą. Wzruszona staruszka wyznała, że jest bardzo wdzięczna włoskiej poczcie za to, że dzięki przesyłce sprzed sześciu dekad mogła wrócić we wspomnieniach do lat swej młodości.

Pocztówka z Sycylii
Pocztówka z Sycylii

O ile, to co spotkało poczciwą seniorkę, można jeszcze uznać za urokliwe, o tyle relacje naszych rodaków, mających styczność z omawianą włoską instytucją, są pełne irytacji i niepohamowanych nerwów ze względu na sposób działania tego, jednak w dalszym ciągu ważnego (przynajmniej we Włoszech), urzędu. Na forach internetowych wspominają oni m.in. o długości docierania przesyłek międzynarodowych, która jest zupełnie różna – wynosi od kilku dni nawet do pół roku; dotyczy to także pocztówek, na które też nigdy nie wiedziałem, ile przyjdzie czekać. Jedna z użytkowniczek wyznała w tym temacie, że załadunki, które wysyłała do Japonii, trafiały tam po maksymalnie 10 dniach, a podróż podobnej korespondencji na linii polsko-włoskiej trwała miesiąc. Dodatkowo spotkał ją kiedyś nieprzyjemny epizod w samym urzędzie, gdzie przez widzimisię pracownicy poczty, nie mogła odebrać paczki, która leżała tam od kilku dni. Co więcej, zdarzało się, że przedmiot jej wysyłki był otwarty jeszcze przed dostarczeniem. Do takich zajść dochodzi przeważnie w sortowni, której pracownicy okazują się niekiedy bezwzględnymi złodziejami, szukającymi gotówki w cienkich kopertach. Oczywistym jest, że największy z tym problem notuje się w dużych miastach, takich jak wskazany przez autorkę wpisu Mediolan. Stąd apel dyrektorów poczt, by nie wkładać pieniędzy do zwykłych kopert, tylko nadać je poprzez przekazy pieniężne. Rodowici Włosi, którzy zresztą tak samo nie mają dobrej opinii o swojej poczcie, codziennie w skrzynce znaleźć mogą listy adresowane do zupełnie kogoś innego, co prawdopodobnie jest wynikiem nonszalancji doręczycieli. Co by nie mówić, najbardziej absurdalnym stanem rzeczy wydaje się mimo wszystko przynoszenie kartek bożonarodzeniowych, na przykład w połowie lutego, a takie sytuacje dzieją się nagminnie. Przytoczone argumenty zdają się być bezlitosne dla Poste Italiane, która pomimo istnienia narzędzi do jej rozwoju, cały czas budzi powody do skarg, tak u tych na nią „skazanych”, jak i u obcokrajowców. Nie funkcjonuje ona z prędkością gołębia pocztowego, bowiem rządzą nią chaos, przypadek i powolne tempo. Przecież Włochom się nigdzie nie spieszy, więc i na list mogą poczekać choćby kilka dekad. I - co w sumie najważniejsze - zazwyczaj w końcu przychodzi.

4 komentarze

Oceniono na 0 z 5 gwiazdek.
Nie ma jeszcze ocen

Oceń
beniamin.sliwa
15 sty
Oceniono na 5 z 5 gwiazdek.

Czas założyć własny InPost w słonecznej Italii

Polub
OtoItalia
OtoItalia
24 sty
Odpowiada osobie:

Niezły pomysł. Ale to już do innego pana się z nim zgłoś. 😉

Polub

Filip Wv
Filip Wv
15 sty
Oceniono na 5 z 5 gwiazdek.

📫

Polub
OtoItalia
OtoItalia
24 sty
Odpowiada osobie:

😁

Polub

Subskrybuj

Dziękuję!

© 2025 OtoItalia

bottom of page